środa, 17 lipca 2013

Parę słów o Pretorii


Pretoria znana jest jako Jacaranda city, ze względu na ogromną liczbę tych pięknie kwitnących drzew. Po polsku nazywają się po prostu jakaranda. Kwitną w październiku i wtedy całe miasto ma kolor liliow-różowy. Podobno jest w mieście ulica, na której rosną jakarandy o białych kwiatach, muszę ją znaleźć w tym roku! A tak wyglądały ulice w roku ubiegłym:






Pretoria jest jedną z trzech oficjalnych stolic RPA, tą administracyjną (Kapsztad jest stolicą legislacyjną, tam też ma siedzibę parlament, a Bloemfontein sądowniczą. Mówi się też czasem, że Johannesburg jest czwartą stolicą - biznesową). Mieszczą się tu wszystkie ambasady, tu urzęduje prezydent, są wszystkie ministerstwa, słowem: miasto urzędników. I choć w związku z tym jest bardzo międzynarodowo, to nie jest to najbardziej ekscytujące miejsce, a wręcz raczej nudnawe. "Urzędnik" nie brzmi w końcu specjalnie rozrywkowo ;-) Ogólnie jest to bardzo ładnie położone miasto, bardzo zielone. Jak dla mnie wygląda raczej jak zbiór małych miasteczek, bo choć jest tu centrum, tzw. CBD (Central Business District), to nie ma ono nic wspólnego z europejskim rozumieniem tego słowa. CBD jest we wszystkich dużych miastach, mieszczą się tam zazwyczaj wyłącznie biura i po godzinach pracy nie dzieje się absolutnie nic. W Pretorii wręcz mówiono nam od początku, żeby się do CBD nie zapuszczać po zmroku, bo wtedy kręcą się tam różne typy spod ciemnej gwiazdy.

Życie towarzyskie w tym mieście obraca się więc głównie wokół imprez domowych, a przede wszystkim wokół grillowania. Tu nazywa się to braai (z Afrikaans – o językach jeszcze będę pisać) i jest to rozrywka głównie białych mieszkańców. Grilluje się wszystko, a mięso jest tu dużo tańsze, niż w Polsce (zwłaszcza wołowina i jagnięcina). Południowoafrykańczycy to mięsożercy, jakich mało. Oprócz typowych mięs je się także strusie (bardzo smaczne, chude i, o dziwo, czerwone mięso!), wszelkiego rodzaju antylopy, zdarzają się też na przykład gulasze z guźca. Na wybrzeżu oczywiście jest też mnóstwo ryb i owoców morza, ale do Pretorii docierają zazwyczaj w formie mrożonej, więc nie zawsze jest to najlepszy wybór. Jako że pogoda na grillowanie jest dobra właściwie przez cały rok, tak zazwyczaj spędza się weekendy. Ludzie umawiają się też na braai poza miastem, wiele pobliskich rezerwatów przyrody ma specjalne stanowiska i spokojnie można smażyć mięsiwo.

Pretoria to jednak też miasto uniwersyteckie. Znajduje się tu University of Pretoria, największy na całym kontynencie University of South Africa (specjalizujący się wyłącznie w nauczaniu na odległość), Tshwane University of Technology (Tshwane /wym. tsłane/ to obecna nazwa Pretorii, ale obejmuje również całą aglomerację aż po Johannesburg), a także szkoły prywatne. Ogólnie to kilkadziesiąt tysięcy studentów. A miejsc do imprezowania niespecjalnie dużo - właściwie są tylko dwa takie punkty na terenie miasta, przy centrach handlowych, gdzie są skupiska barów i klubów. No i albo polega się na taksówkach (których jest bardzo mało), albo jedzie się samochodem. Niestety nie wiem, jak rzeczywiście wygląda życie studenta w Pretorii (na pierwszy rzut oka dość marnie, po 22 miasto jest kompletnie wymarłe), ale jeśli uda mi się kiedyś dowiedzieć, to się podzielę :-)

Dobrze mi się tu mieszka, choć musiałam się przyzwyczaić do zupełnie innego trybu życia. Nie można sobie ot, tak, wyjść z domu po bułki. Najbliższe mini centrum handlowe (oni tu uwielbiają tzw. shopping malls!) jest jakiś kilometr od domu, ale i tak najlepiej pojechać samochodem. Trochę jak w USA ;-) A tak serio - na pierwszy rzut oka wiele okolic w Pretorii mogłoby uchodzić za Stany: domy z ogrodami i basenami, przystrzyżone trawniki, ładne samochody... Tylko po chwili zauważa się też ogrodzenia pod napięciem, a na każdej bramie wisi plakietka z informacją, która firma ochroniarska przyjedzie z bronią, gdy zawyje alarm.

I ostatnia uwaga na temat Pretorii - jest to miasto nadal dość "białe" i Afrykanerskie, czyli większość białej populacji miasta posługuje się Afrikaans jako pierwszym językiem. W sklepie czy restauracji bardzo często jestem witana w Afrikaans ze względu na kolor skóry. Mentalność Afrykanerów (nie tylko w Pretorii) też jest ciekawa, bo zostało tu sporo myślenia z czasów apartheidu, przecież wcale nieodległych. Ale to już trochę inna bajka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...