czwartek, 22 maja 2014

Namibia: pustynia i wydmy

Dozuję Wam tę Namibię, ale to głównie dlatego, że mam za dużo zdjęć, którymi chcę się podzielić ;-) To jest więc drugi wpis z trzech, które zaplanowałam. No, może czterech ;-) 

Jeśli widzieliście kiedykolwiek jakieś fotografie z Namibii, to z pewnością pojawiły się tam obrazki z czerwonej pustyni - jest to Namib, co w języku Nama oznacza "olbrzymi". Nie da się ukryć, że Namib to bardzo rozległe miejsce: choć większość znajduje się w Namibii, to pustynia ta ciągnie się od Angoli po RPA, w sumie ponad 2000 km. I znajduje się nad oceanem. 

Jedną z największych i najpopularniejszych atrakcji Namibii jest wschód słońca z perspektywy Wydmy nr 45 w Sossusvlei. Okazuje się, że wspinaczka na górę piachu (który ma notabene 5 milionów lat!) o wysokości 170 m to spore wyzwanie!
Jednak kilka minut zasapania warte jest spektaklu, który można podziwiać ze szczytu. Słońce wyłania się zza ciemnych szczytów pustynnych wydm i po chwili światło zaczyna się wspinać po gładkim piaszczystym stoku. I nagle te wszystkie wydmy, na pierwszy rzut oka brązowe, nieszczególne, eksplodują pomarańczem i czerwienią. Doznanie niemal mistyczne!  




Oczywiście łatwo się domyślić, że zachody słońca też są tam nieprzeciętne. My pojechaliśmy na inną wydmę i tym razem do ceglastej czerwieni doszły jeszcze róże i fiolety...






W tej okolicy znajduje się jeszcze jedno bardzo szczególne miejsce - Deadvlei. Jest to po prostu wyschnięte jezioro (tak jak tzw. "Etosha pan") i chyba najpiękniejsze "martwe" miejsce na ziemi. Jedyne, co znajduje się w tej niecce otoczonej wysokimi wydmami, to stuletnie kikuty wyschniętych drzew. Atmosfera jest tam niesamowita, choć im bliżej południa, tym bardziej upał staje się nieznośny. Nie ma się gdzie schować, czerwony piasek parzy, ale warto się napocić i nawdychać wrzącego pustynnego powietrza, bo wrażenia wizualne są niepowtarzalne. Zresztą, zobaczcie sami :-)





To na razie tyle! Jak dotąd było bardziej obrazkowo, więc w kolejnych odcinkach o Namibii będzie więcej o ludziach, językach, stolicy kraju i innych ciekawostkach :-)

poniedziałek, 19 maja 2014

Namibia: Park Narodowy Etosha

Kraina bezkresnego horyzontu - tak mówi się o Namibii, i nie jest to określenie bezpodstawne. Rzeczywiście, ten wielki pustynny kraj (prawie 3 razy większy od Polski, z populacją liczącą niewiele ponad 2 miliony) może poszczycić się zapierającymi dech w piersi krajobrazami - ta przestrzeń, która wydaje się nie mieć końca, jest niesamowita. W ciągu 9 dni udało nam się zobaczyć całkiem sporo i nie spędzić większości czasu w samochodzie. Zdjęć mam setki, więc trudno było mi wybrać te najlepsze i najbardziej oddające charakter tego przepięknego kraju. Rozdzielam wpis na kilka części, bo coś wolno mi się zdjęcia ładują. No to zaczynamy! :-)


PARK NARODOWY ETOSHA


Stadko gnu
Jest to najsłynniejszy park Namibii, i szczerze mówiąc nie sądzę, bym po wizycie tam jeszcze kiedykolwiek udała się do Krugera w RPA (który zresztą od początku nie był moim ulubionym parkiem). Etosha zwaliła mnie z nóg. Park jest jednym z największych na świecie, a w jego centrum znajduje się tzw. Etosha Pan, czyli ogromna depresja, w porze suchej prawie zupełnie pozbawiona roślinności (Etosha oznacza "miejsce suchej wody"), w porze deszczowej natomiast wypełniona życiodajną wodą, do której ciągną zwierzęta. 

Widok na wodopój w Halali



Oprócz fantastycznych krajobrazów bardzo podoba mi się w Etoshy pomysł umieszczenia wodopojów przy głównych obozowiskach. W ten sposób nie trzeba cały dzień jeździć po parku, tylko przejść sobie po specjalnie przygotowanej rampie z kempingu i obserwować godzinami rozwój wydarzeń. W ten sposób siedziałam w obozowisku Halali jak w amfiteatrze i patrzyłam z odległości ok. 50 m na słonie, czarne nosorożce (nareszcie udało mi się je zobaczyć!), hieny i antylopy. A po zmroku wodopój jest oświetlony, więc tak naprawdę można tam spędzić cały dzień i noc!




W Etoshy występują cztery gatunki z Wielkiej Piątki (nie ma tu tylko bawołów), i wszystkie udało nam się spotkać. Dla mniej największym przeżyciem było właśnie spotkanie z czarnymi nosorożcami - widzieliśmy ich w sumie chyba z dziesięć. Są mniejsze od nosorożców białych, mają ciemniejszy kolor i inny kształt wargi, i dużo trudniej jest je znaleźć, głównie dlatego, że są nietowarzyskie i niemal permanentnie w złym humorze. Prowadzą raczej samotniczy tryb życia - ale po zmroku wszystko się zmienia. Jeśli oglądaliście serię "Africa" Davida Attenborough, wiecie o czym mówię! 

Jednego popołudnia był taki osobnik przy wodopoju i bardzo mu się nie podobało, że trzy samice kudu też chcą skorzystać - przegonił je więc; biedaczki musiały poczekać, aż on sobie pójdzie. Natomiast po zmroku byliśmy świadkami wspaniałego spektaklu. Przy wodopoju pojawiły się w sumie trzy czarne nosorożce. Jeden władował się w sam środek bajorka i tak się chłodził w wieczornej kąpieli po gorącym dnoi, podczas gdy dwa pozostałe zajęte były pojedynkiem, z przerwami na łyk wody. Ciszę przerywały jedynie, oprócz brzęczenia cykad, stukot rogów i głośne oddechy tych niezwykłych zwierząt. Nie wyglądało to na poważną walkę, raczej na coś w rodzaju sparringu, i ostatecznie jeden z nosorożców uznał swoją przegraną i potruchtał w ciemność. Pierwszy osobnik wkrótce zakończył kąpiel, obwąchał się ze zwycięzcą pojedynku, po czym obaj poszli sobie - ale obrali przeciwne kierunki. Później pojawiła się jeszcze mama z małym, który nie miał uszu. To podobno dość powszechne wśród czarnych nosorożców i nie stanowi większego problemu. Była to bardzo urocza scena rodzinna, gdyż młody nosorożec nie odstępował mamy na krok (młode nosorożca czarnego zawsze idą za matką, podczas gdy młode białego przed nią). Wspólnie przez jakieś 20 minut oskubywali z liści krzaki wokół wodopoju. Bardzo sielankowy obrazek :-)



Trochę się rozpisałam o tych nosorożcach, ale dla mnie to było niezwykłe przeżycie. Widzieliśmy też trzy piękne gepardzicie, dwie przysypiające w trawie lwice obok wielkiego stada zebr (które doskonale wiedziały, co się w tej trawie czai i stały w napięciu w zwartym szeregu), mnóstwo springboków, oryksów, gnu, żyraf, kilka słoni i szakali, a także wiele ptaków, w tym orły i flamingi. Dość więc gadania, czas na więcej zdjęć! :-) 




Orzeł sawannowy
Ratel (honey badger) plądrujący każdy kosz na śmieci, jaki znajdował się na jego drodze.
Jeden z wielu gatunków dzioborożca
Drop olbrzymi, czyli najcięższy ptak latający
Sekretarze


Antylopy oryks


Antylopa kama (red hartebeest)

Szakale








W następnym odcinku będzie o plemieniu Himba, wydmach, stolicy kraju Windhoek i paru innych rzeczach :-)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...