Pierwsza część koncertu była poświęcona nie tylko ofiarom sprzed 30 lat, ale wszystkim, którzy walczyli o wolność i równość dla wszystkich obywateli Afryki Południowej. Drugi set natomiast stanowiły znane lokalne kawałki, które porwały sporą część publiczności do tańca.
I o tej publiczności chciałam przede wszystkim napisać. Na tej niewielkiej przestrzeni miałam możliwość zobaczyć Tęczowy Naród - ten piękny koncept wymyślony przez Arcybiskupa Desmonda Tutu po pierwszych demokratycznych wyborach w 1994 roku. Na co dzień niespecjalnie to widać, podziały jak były, tak są, nawet jeśli czasem niezauważalne na zewnątrz, bo pozostały w ludzkich umysłach. W The Orbit byli wszyscy: biali, czarni, Hindusi, Kolorowi, młodzi, w średnim wieku, starsi i dzieci. Siedzieli w mieszanych grupach przy stolikach, robili międzypokoleniowego i wielorasowgo wężyka do radosnych rytmów. Gdy orkiestra zagrała tradycyjną piosenkę Dikgomo (link do standardowej wersji sprzed lat: https://www.youtube.com/watch?v=FOsXu2uispQ), wspólnie śpiewali, a czarne kobiety radośnie wyły w tradycyjny sposób zwany ululation (po francusku youyou, co oddaje mniej więcej brzmienie tego okrzyku). Atmosfera była wspaniała, wszyscy świetnie się bawili i domagali bisu. Aż żal było wychodzić!
Fajnie, że są takie miejsca, że cieszą się popularnością, i że zbierają się w nich ludzie niezależnie od koloru skóry. Jeszcze kilka lat temu w ogóle bym pewnie tego aspektu nie zauważyła, ale po ponad 3 latach w RPA jestem bardzo świadoma swojej rasy i tego, jakie to ma znaczenie w tutejszym społeczeństwie.
The Orbit nie jest bynajmniej jakąś samotną wyspą wielokulturowej harmonii w oceanie nietolerancji czy zaściankowości, w Johannesburgu czy Kapsztadzie jest takich miejsc wiele, ale to jednak są metropolie, gdzie różnorodność jest na porządku dziennym i ludzie są do tego przyzwyczajeni i ich to nie dziwi. Obecność turystów z całego świata też się do tego przyczynia. W mniejszych miastach czy na prowincji to już jednak nie jest takie oczywiste. Ale przecież nie od razu Kraków zbudowano ;-)
Tak przy okazji odkryłam, że w ogóle nie pisałam jeszcze na blogu o Johannesburgu! Karygodne niedopatrzenie. Przygotuję więc kilka wpisów o tym niezwykłym mieście, bo ma bardzo ciekawą historię i jest naprawdę warte odkrycia! :-)
Steve Dyer (w czerwonej koszuli) przygotowuje się do rozpoczęcia koncertu. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz