Wczoraj po południu w Parku Lwów (Lion Park) niedaleko Johannesburga zginęła amerykańska turystka, którą zaatakowała lwica. Kobieta doznała poważnych obrażeń i zmarła na miejscu. Z doniesień prasowych wynika, że Amerykanka zignorowała wszechobecne znaki i ostrzeżenia nawołujące do nieotwierania okien w samochodzie; uwagę zwracali jej także pracownicy. Kobieta była w towarzystwie lokalnego przewodnika (sic!), który próbując jej pomóc również doznał ciężkich obrażeń, ale żyje.
Lion Park to coś pomiędzy małym parkiem safari a zoo. Byłam tam trzy lata temu. Przyznaję, że w części z kotami też zdarzyło mi się otworzyć okno, ale do połowy i dosłownie na chwilę, by wystawić aparat i zrobić im zdjęcie. Wszystkie koty spały i zupełnie nie zwracały na nas uwagi, zresztą też staraliśmy się trzymać jak największy dystans, bo czuliśmy się mimo wszystko niekomfortowo będąc tak blisko tych zwierząt. Gdy jeździmy na safari, otwieramy okna, ale gdy tylko natykamy się na drapieżnika, szyba jedzie w górę; nie ma sensu ryzykować, to w końcu ich teren, a my nie mamy prawa im przeszkadzać, a tym bardziej prowokować. W przypadku Lion Parku można mieć złudne wrażenie, że zwierzęta są oswojone (jest tam na przykład wybieg z lwiątkami, które można pogłaskać; do biedaków ustawiają się bardzo długie kolejki, szczególnie dzieci). Większość z nich się tam urodziła i nie zna życia poza Parkiem. Lecz wystarczy trochę pomyśleć: do jakiego stopnia da się oswoić lwa? Może on być w miarę przyzwyczajony do ludzi, ale jest nadal nieprzewidywalny. Lwica, która zaatakowała Amerykankę, nie wykazywała agresywnych zachowań, nie miała również powodu, by polować, bo była nakarmiona. Musiało ją coś zdenerwować: może samochód był zbyt blisko, może jego pasażerka próbowała zwrócić uwagę zwierzęcia wydając irytujące dźwięki, może wielki obiektyw jej aparatu fotograficznego wzbudził niepokój lwicy... Bardzo wielu turystów popełnia te błędy, zazwyczaj jednak kończy się na samochodach wywróconych przez wściekłe słonie czy oponach pogryzionych przez lwy.
To drugi taki incydent w Lion Parku w tym roku, choć poprzedni skończył się tylko na zadrapaniach. Australijski turysta, który również odniósł obrażenia, bo miał otwarte okno w samochodzie, przyznał później, że postąpił bardzo lekkomyślnie i przeprosił za swoje zachowanie. Amerykance niestety się nie poszczęściło... Do tego trudno zrozumieć, co u licha robił ten przewodnik, który przywiózł ją do parku i najwyraźniej nie zwrócił uwagi wystarczająco dobitnie!
Lwica zostanie na razie przeniesiona do części niedostępnej dla turystów, a później prawdopodobnie do innej placówki. W każdym razie nie zostanie uśpiona, co spotkało się z wieloma bardzo pozytywnymi komentarzami ze strony opinii publicznej (przewodnik natomiast odsądzany jest od czci i wiary, co jest zrozumiałe). Miejmy nadzieję, że po przeczytaniu takich historii ludzie się opamiętają i dotrze do nich, że to nie zabawki, lecz żywe zwierzęta, których instynkt nawet w niewoli nie zamiera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz