Po przyjeździe do RPA, już niemal 4 lata temu, nie przeżyłam jakiegoś specjalnego szoku. No, może pogodowy, bo przylecieliśmy tu z Warszawy przez Londyn w połowie lutego, więc różnica temperatur była zauważalna ;-) Jednak do tego akurat przyzwyczaiłam się momentalnie, bo uwielbiam ciepło i nie znoszę zimy. Klimat w Pretorii jest wspaniały - w ciągu roku mamy średnio 3250 godzin słonecznych (ok. 9 godzin dziennie), 75% dni w roku jest słonecznych; pozostałe 25% to wcale niekoniecznie deszcz (bo tu jak już pada, to krótko i intensywnie), lecz zazwyczaj po prostu chmury. Szybko też dostosowałam się do zwyczaju weekendowego grillowania ogromnych ilości mięsiwa i popijania go pysznym cydrem lub świetnej jakości winem. Niczego mi tu nie brakuje w sensie materialnym, bo w sklepach można dostać wszystko to samo, co i nas, plus lokalne wyroby. Oczywiście tęsknię za bliskimi, ale to oddzielny temat :-)
Do czego więc nie mogę się przyzwyczaić w RPA? Nie jest tego dużo. Pierwsze, co mi przychodzi na myśl, to fakt, że wszędzie trzeba jechać samochodem. W Pretorii transport publiczny praktycznie nie istnieje, nie ma także sklepików osiedlowych, więc jak mi nagle czegoś zabraknie, to muszę się pofatygować autem do supermarketu. Fakt, że nie mogę się po prostu przejść do sklepu, nadal mi przeszkadza. Z rozrzewnieniem wspominam czasy, gdy w drodze z pracy do domu wyskakiwałam z autobusu kilka przystanków wcześniej, czasem żeby wstąpić do Carrefoura czy Rossmana, a czasem, żeby po prostu się przespacerować kawałek i popatrzeć na ludzi...
Źródło: http://www.transportworldafrica.co.za/ |
Źródło: www.guesthousesale.org |
Jednak w tych nieprzenikających się światach nie chodzi tylko o kolor skóry. W moim biurze miałam okazję trochę poobserwować moje koleżanki i kolegów. W porze lunchu zazwyczaj tworzą się osobne grupy narodowościowe: Tswana nie siedzą razem z Zulusami czy Venda, nie wspominając o osobach z innych krajów afrykańskich (w moim zespole z Ugandy, Kenii, Wybrzeża Kości Słoniowej i z Zimbabwe). W RPA jest jedenaście oficjalnych języków, każdy naród ma swój i zazwyczaj zna kilka innych, ale jednak wolą trzymać się ze swoimi krajanami. To też dziedzictwo apartheidu, bo w tym systemie nie chodziło tylko o oddzielenie czarnych i kolorowych od białych, ale także o skłócenie różnych grup etnicznych, by się przypadkiem nie zjednoczyły przeciwko reżimowi białej mniejszości. Z drugiej jednak strony denerwuje mnie fakt, że bardzo często wszelkie niepowodzenia na szczeblu rządowym czy socjalnych zwalane są na apartheid. To jest taki dwoisty stan, w którym z jednej strony skutki apartheidu nadal są odczuwalne, i jest to zupełnie zrozumiałe, a z drugiej przecież minęło już 21 lat od jego upadku, wyrosło nowe pokolenie urodzone w demokracji (tak zwani born-free), więc może czas przestać się tym apartheidem zasłaniać za każdym razem, jak coś nie wychodzi...?
Dość poważnie się zrobiło, więc dodam na zakończenie, że jest jedna bardzo mała rzecz, która mnie tu trochę denerwuje - jednowarstwowy papier toaletowy ;-))
Te kilka lat, które spędziłam w RPA, będę wspominać zawsze z uśmiechem i tęsknotą (zostało mi niecałe 6 tygodni do wyjazdu). Choć to bardzo skomplikowany kraj i kwestie społeczne są tutaj naprawdę trudne i leżą mi na sercu, jego piękno i różnorodność są zachwycające. Spotkało mnie tu dużo dobrego, poznałam wielu fantastycznych ludzi i bardzo dużo się nauczyłam o życiu w ogóle. Na pewno będę tu często wracać :-)
Wakacyjny projekt dedykujemy akcji "AUTOSTOPEM DLA HOSPICJUM".
Przemek Skokowski wyruszył autostopem z Gdańska na Antarktydę, by zebrać 100 tys. zł. na Fundusz Dzieci Osieroconych oraz na rzecz dzieci z Domowego Hospicjum dla dzieci im. ks. E. Dutkiewicza SAC w Gdańsku. Na chwilę obecną brakuje 33 tys. Jeśli podoba Ci się nasz projekt, bardzo prosimy o wsparcie akcji dowolną kwotą.
Więcej info: https://www.siepomaga.pl/r/
Z tymi samochodami, brakiem transportu publicznego i szaleństwen na autostradach to zupełnie jak w Teksasie.
OdpowiedzUsuńHaha, no proszę, świat jest jednak mały i można znaleźć podobieństwa w najbardziej odległych miejscach :-)
UsuńI na Cyprze!
UsuńBardzo ciekawy post! Jesteś pierwszą Polką która mieszka w Afryce o jakiej czytałam, wiesz o tym? :O
OdpowiedzUsuńDzięki Aneta! Zapewniam, że nie jestem jedyną Polką na tym ogromnym kontynencie, a w RPA jest nas trochę - w Klubie są na przykład dwie Agnieszki, z Johannesburga i Bloemfontein :-) Pozdrawiam serdecznie!
Usuńu nas takowym jest papier szary, jednowarstwowy ale być może solidniejszy/grubszy?
OdpowiedzUsuńAno według mnie w Polsce nawet ten bardzo cienki jest jednak grubszy! ;-)
Usuń"...Z drugiej jednak strony denerwuje mnie fakt, że bardzo często wszelkie niepowodzenia na szczeblu rządowym czy socjalnych zwalane są na apartheid. To jest taki dwoisty stan, w którym z jednej strony skutki apartheidu nadal są odczuwalne, i jest to zupełnie zrozumiałe, a z drugiej przecież minęło już 21 lat od jego upadku, wyrosło nowe pokolenie urodzone w demokracji (tak zwani born-free), więc może czas przestać się tym apartheidem zasłaniać za każdym razem, jak coś nie wychodzi...?" - no widzę że koleżanka zaczyna snuć sensowne refleksje. Może jednak ten apartheid nie był taki zły :)
OdpowiedzUsuń