"Kalahari", debiutancki zbiór opowiadań Wojciecha Albińskiego, ukazał się w 2003 roku. Autor miał wtedy 68 lat. Z zawodu geodeta, wiele lat spędził w krajach Afryki Południowej, w tym w Botswanie i RPA. Publikował wiersze i eseje już wcześniej, m.in. w paryskiej "Kulturze", lecz stał się znany jako pisarz dopiero dzięki opowiadaniom. Za "Kalahari" otrzymał Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza oraz nominację do Nagrody Literackiej Nike.
Opowiadania Albińskiego przesycone są afrykańskim klimatem - dosłownie i w przenośni. Udaje mu się przekazać na kartkach tej niewielkiej książki gorące powietrze, czerwony piasek, zapach buszu; ale także ludzkie historie i codzienność mieszkańców tego nadal tajemniczego kontynentu. Sposób pisania ociera się o reportaż, zwłaszcza w tych opowiadaniach z pierwszoosobową narracją. Miałam poczucie, że wraz z autorem/narratorem jestem w danym miejscu, otoczona ludźmi, którzy są naszymi towarzyszami w danej chwili. Z pewnością łatwiej było mi wyobrazić sobie scenerię czy niektóre sytuacje, gdyż mieszkam w tych stronach i na co dzień dokonuję różnych obserwacji otoczenia i ludzi. Jednak czytelnik, który nigdy w Afryce nie był, nie będzie czuł się zagubiony. Choć wiele rzeczy może wydawać się bardzo egzotycznych i obcych, ludzkie problemy wszędzie są takie same. Mieszkańcy RPA, Zambii czy Botswany też chcą po prostu "jakoś żyć". Różne drogi wybierają, ale cel jest taki, jak wszędzie - żyć w dostatku, mieć solidny dach nad głową, stały dochód... To ten uniwersalny aspekt, który łączy ludzi na całym świecie.
Albiński ma świetny zmysł obserwacji i poczucie humoru. W zbiorze pojawiają się na przykład takie perełki:
"Na wielometrowym malowidle nobliwy pan próbował uchwycić młodą Murzynkę. Widać było, że robi to w celach lubieżnych. Drżąca dziewczyna wyrywała się z okrzykiem grozy, a napis głosił: 'Wystrzegaj się aids'."
"Miał w sobie siłę ludzi, którzy walczą zza biurka. Głowa siejąca strach, mocny podbródek. Co było poniżej, uwiędło i stało się anemiczne. Miękki brzuch w niebieskich majtkach, w kolorze rybim cienkie nogi."
"Zewsząd muzyka, na chodnikach rozłożone garnitury... Stąd do rogu można się przyzwoicie ubrać, wszystko stracić i obkupić się od nowa..."
Frustracja czarnej nauczycielki wobec narzuconego przez misjonarzy chrześcijaństwa wzbudza i uśmiech, i zrozumienie: "dlaczego my mamy wierzyć w tych umarłych Włochów? Pietro? Francisko? Augustino? Wszyscy biali! I wszyscy z Italii!"
Jest w tych opowiadaniach niespieszny rytm. Warto mu się poddać, poznać Afrykę Albińskiego, w której ja odnalazłam wiele znajomych elementów. Pisarz twierdził zresztą, że Afryki nie można zobaczyć. Trzeba ją przeżyć. Niektóre z tych historii budzą grozę (jak ostatnie, zatytułowane "Kto z państwa popełnił ludobójstwo"), inne zadumę, jeszcze inne niedowierzanie, a czasami wzburzenie, albo wszystkie te emocje na raz. Wszystkie napisane są jednak w tym samym stylu, bez zadęcia, rzeczowo, autor w kilku słowach jest w stanie zawrzeć mnóstwo treści. Z chęcią sięgnę po kolejne jego zbiory. Szkoda tylko, że więcej ich już nie będzie - Albiński zmarł w lipcu tego roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz