MUZEUM DISTRICT SIX
Jeden z wielu tego typu znaków z okresu apartheidu - tylko dla białych... |
Dystrykt 6 to część Kapsztadu, założona jeszcze w XIX w., którą zamieszkiwali byli niewolnicy, imigranci, handlarze i rzemieślnicy wszelkiej maści. Było to bardzo dynamiczne miejsce, gdzie spotykało się wiele kultur. Na początku XX w. rozpoczął się jednak okres przymusowych przesiedleń i marginalizowania tego rejonu miasta. W 1966 r. teren ten ogłoszono jako dostępny wyłącznie dla białych. Do 1982 wysiedlono ok. 60,000 ludzi, którym przydzielono niezamieszkaną dotychczas działkę nazwaną Cape Flats; ich domy w Dystrykcie 6 zostały zrównane z ziemią. Niektórzy nazywają Cape Flats "śmietnikiem apartheidu" i jest to nadal jedna z najbiedniejszych części Kapsztadu. Muzeum District Six założono w 1994 r. dla upamiętnienia społeczności, która mieszkała na tym terenie.
Jest to naprawdę ciekawe miejsce, warte odwiedzenia. Wystawa stała to głównie fotografie i różnego rodzaju artefakty. Jest tu też wielka tablica ukazujący zarys historyczny. Można na niej znaleźć też różne cytaty z dokumentów czy przemówień polityków tamtych czasów, na przykład takie [Lata 30. Definiując na nowo pojęcie 'Malajowie', I D du Plessis opisał 'czystego Malaja' jako "mającego skłonność do powolnej mowy, biernego i gnuśnego. Pobudzony, może stracić kontrolę nad sobą i wpaść w szał"]:
Największe wrażenie zrobiło na mnie jednak płótno, The Namecloth, na którym przesiedleni mieszkańcy Dystryktu 6 zapisali swoje wspomnienia oraz odczucia związane z przymusową wyprowadzką i możliwością powrotu w te strony.
Wstęp do Muzeum District Six kosztuje obecne 30 randów, czyli 8 zł.
THE COMPANY'S GARDEN
Pomnik Cecila Rhodesa |
To po prostu park w centrum miasta, przy parlamencie. Nie tylko oaza spokoju, ale też miejsce historyczne. Park powstał jeszcze w XVII w. (stąd nazwa, odnosząca się do Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej), właściwie jako ogród warzywny dla statków, które w drodze między Europą a Indiami Wschodnimi zawijały w celu uzupełnienia zapasów na Przylądek Dobrej Nadziei. Obecnie znajduje się w nim m.in. Galeria Narodowa, Planetarium, Biblioteka Narodowa, Wielka Synagoga i Centrum Holokaustu czy Katedra Św. Jerzego (główna siedziba Kościoła Anglikańskiego w RPA). Bardzo przyjemnie jest pospacerować w tym parku-ogrodzie.
Góra Stołowa w tle |
Rośnie tu dużo ciekawych drzew, kwiatów czy ziół. Ja byłam tam w marcu, czyli na początku jesieni, więc niewiele już kwitło, poza tym padało. Udałam się więc do Galerii Narodowej, i nie pożałowałam, bo było kilka bardzo ciekawych wystaw. Najbardziej zapadły mi w pamięć dzieła Barbary Tyrrell, która w marcu 2012 roku świętowała setne urodziny. Kolekcja składała się z portretów przedstawicieli różnych ludów RPA, których głównym motywem są stroje. Piękne ryciny i akwarele, dzięki którym wiedza o tradycyjnych ubraniach i nakryciach głowy z ubiegłego wieku nie zaginęła. Oto próbka (z Google images):
Galeria Narodowa należy do grupy muzeów zwanej Iziko (http://www.iziko.org.za/). W Kapsztadzie warto też odwiedzić muzeum niewolnictwa Slave Lodge. To także jeden z najstarszych budynków w mieście, znajduje się bardzo blisko parku.
Mam nadzieję wrócić do Company's Gardens podczas następnej (już chyba piątej!) wycieczki do Kapsztadu! Znowu wychodzi marzec, ale może pogoda będzie trochę lepsza ;-)
THE TEST KITCHEN
A teraz trochę o jedzeniu, czyli czynności bardzo ważnej i przyjemnej. W Kapsztadzie jest oczywiście mnóstwo restauracji z kuchniami z całego świata. Ja zawsze obżeram się świeżymi rybami i owocami morza, których mi brakuje w Pretorii. Niedawno miałam okazję zjeść kolację w The Test Kitchen, jednej z najlepszych restauracji na świecie (http://www.thetestkitchen.co.za/). Ach, cóż to było za doznanie dla zmysłów! Menu w tej restauracji ma kilka opcji, my byliśmy tam na kolacji, więc wybraliśmy 5-daniowy zestaw Discovery. Okazało się, że tak naprawdę wyszło tych dań 8, bo były jeszcze dodatkowe przed przystawką, w międzyczasie na oczyszczenie podniebienia i po deserze... Wszystko to z dopasowaniem wina do każdej potrawy. Choć porcje wydają się malutkie, to po zjedzeniu aż tylu byłam zdecydowanie najedzona. Wino pierwsza klasa, a połączenie z niesamowitymi smakami na talerzu było po prostu niebiańskie. Sama restauracja ma też bardzo przyjemne, trochę industrialne, ale bezpretensjonalne wnętrze. Obsługa jest przemiła i wyjaśnia dokładnie, co ma się na talerzu i jak to zostało zrobione. A cena? 880 randów, czyli ok. 250 zł, za osobę. Wydaje mi się, że to bardzo rozsądna kwota i warto ją zapłacić za tak niezwykłe doznanie kulinarne.
Dużo serów i dość konkretna ilość wina na deser! Konsumujący nie podołał, musiał się podzielić (serami, nie winem ;-)) |
Wina było całkiem sporo! |
Ten zestaw czekolad w różnej formie i konsystencji był po prostu przepyszny! |
Tak, Kapsztad to cudowne miesto, chociaż wielu ludzi uważa że chodzą po ulicach lwy.
OdpowiedzUsuńNajlepiej podoba mi się Góra Stołowa i ogród botaniczny Kirstenbosch.
Nie wyobrażalna jest ilość roślin. Co ciekawe, wiele z tych roślin spotyka się w Europie w doniczkach. Nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy, że pochodzą z RPA.
Zdziwiła mnie informacja o dżdżownicy mającej ponad 6 m. Ciekawe jak ją wykopano?
A może wyszła sama na powierzchnię?
To nie może być prawdą. Proszę, napiszcie coś o tym więcej. Będę odwiedzał to miejsce częściej.
O dżdżownicy wiem tylko tyle, że jej nie wykopano, a znaleziono przy drodze, więc najwyraźniej sobie pełzała w najlepsze :-) To było już dość dawno i niestety nie udało mi się odnaleźć więcej szczegółów na ten temat... Dziękuję za wizytę na tej stronie! :-)
Usuń