Namibia Namibią, jeszcze będzie czas, żeby napisać o tym niesamowitym kraju, ale teraz ważniejsze rzeczy się dzieją: dziś są wybory! Nie jestem pewna, dlaczego akurat w środę, ale nie narzekam, bo dzięki temu mam wolny dzień ;-)
RPA głosuje dziś w wyborach narodowych i lokalnych, czyli wybiera Zgromadzenie Narodowe i samorządy lokalne (głosuje się na partię, nie na konkretną osobę; zwycięskie ugrupowanie wybiera potem prezydenta). W tym roku świętujemy także 20-lecie demokracji, po raz pierwszy też głosują tzw. born-frees, czyli urodzeni po 1994 r., gdy oficjalnie upadł apartheid (lecz niestety tylko 1/3 z nich zarejestrowała się w swoich okręgach wyborczych). Tak więc jest to z jednej strony symboliczny dzień, a z drugiej i tak wiadomo, kto wygra. ANC, czyli Afrykański Kongres Narodowy, dzierży władzę nieprzerwanie od 1994 r., i choć prezydent Jacob Zuma nie miał ostatnio najlepszej prasy, to jednak żadna inna partia nie zdołała się jeszcze przebić na tyle, by zagrozić pozycji ANC.
Miałam w pracy okazję porozmawiać z kilkoma osobami o ich odczuciach. Nie byli to Zulusi, co ma znaczenie, bo Zuma jest Zulusem właśnie i dzięki niemu ta grupa urosła w siłę. Moi koledzy i koleżanki zgodnie stwierdzili, że obecny prezydent jest idiotą (w ogóle Zulusi to lenie i idioci według nich...) i powinien ustąpić, bo przynosi wszystkim wstyd, ale jednocześnie zaznaczyli, że to płonne nadzieje. Zuma jest zbyt pewny siebie, a poza tym nie ma właściwie konkurencji nawet w ramach ANC, stąd jego ogólne podejście "możecie mi skoczyć".
Obecnie liczą się właściwie dwie siły: ANC i DA, czyli Democratic Alliance, partia, która od lat rządzi w Prowinji Przylądkowej Zachodniej (Western Cape), czyli tam, gdzie Kapsztad. Problem z DA polega na tym, że podczas kampanii przedwyborczej partia ta koncentrowała się na wytykaniu niedociągnięć i błędów partii rządzącej, ale nie precyzowała, co zrobiłaby inaczej, i jak. Łatwo jest krytykować, lecz bez konkretnych propozycji zmian i rozwiązań najbardziej palących problemów, jak bezrobocie, bieda czy przemoc, trudno przekonać ludzi dotychczas związanych z ANC czy w ogóle niezainteresowanych polityką, by głosowali na DA. Istotnym aspektem jest tu także kolor skóry (a jakże). DA to partia "biała" - jej przywódczyni Helen Zille, premier prowincji Western Cape, to biała kobieta w średnim wieku. Tak więc pojawiły się głosy, że jeśli RPA miałaby być rządzona przez DA, to byłaby niejako powtórka z historii, choć partia ta zupełnie nie ma zapędów apartheidowych. Ale 20 lat to jeszcze za mało czasu, żeby wymazać z ludzkiej pamięci doświadczenia z okresu rządów białej mniejszości, i niektórzy po prostu dla zasady w ogóle nie rozważają opcji głosowania na kogoś o tym kolorze skóry. Wprawdzie prawą ręka Zille jest urodzona w Suazi Lindiwe Mazibuko, parlamentarna przywódczyni partii, ale nie jest to wystarczająco przekonujący argument dla wielu czarnych mieszkańców.
Stosunek do ANC jest też trochę schizofreniczny. Z jednej strony wielu ludzi uważa obecnego prezydenta za totalną porażkę i blamaż, a z drugiej nie wyobraża sobie wspieranie innej partii niż ANC. Jak to ujęła jedna z moich koleżanek: sama esencja ANC to jest to, co ludzie kochają, ale niestety trudno ją obecnie wydobyć z zamętu korupcji i braku poszanowania dla fundamentów, na jakich zbudowano tę partię. Ogólne poczucie jest takie, że ideały głoszone przez Nelsona Mandelę i kontynuowane potem przez Thabo Mbekiego (obaj Xhosa) zostały zbeszczeszczone przez obecnie rządzącego Zumę. ANC stał się towarzystwem wzajemnej adoracji, gdzie stare partyjne wygi grzeją stołki i za żadne skarby ich nie oddadzą młodszemu pokoleniu. Afrykański Kongres Narodowy gnije u podstaw, więc potrzeba mu porządnego odświeżenia. Mój kolega stwierdził, że ludzie kochają ANC, a nie Zumę. Czyli i tak będą głosować na tę partię z nadzieją, że w przypadku zwycięstwa wybierze ona kogoś innego na prezydenta... ANC w dalszym ciągu gra też kartą obalenia apartheidu, co działa na nerwy młodszej części społeczeństwa. Jak powiedział inny kolega: apartheid się skończył, teraz mamy inne problemy. Zejdźcie panowie z tego tematu i zajmijcie się w końcu bezrobociem, korupcją i epidemią HIV/Aids, a nie podsycajcie ciągle animozji na tle rasowym, bo to już było i nikt nie chce, żeby wróciło.
Według moich współpracowników na ANC będą głosować głównie ludzie starsi, natomiast młodsze pokolenie, w tym born-frees, wybierze raczej DA albo EFF - Economic Freedom Fighters, partię utworzoną przez Juliusa Malemę, dawnego przywódcę młodzieżówki ANC. Znajoma poszła na ich wiec i było zdumiona rozentuzjazmowanymi tłumami, które się pojawiły. Malema ma charyzmę i umie trafić do serc biednych i zdesperowanych czarnych mieszkańców kraju. EFF nie ma wprawdzie szans na wygranie wyborów, ale w ostatnich miesiącach okazało się, że może trzeba będzie się z tą partią liczyć w przyszłości. Teraz jednak nie wiadomo za bardzo, w którą stronę Malema chciałby pójść, jest zbyt nieprzewidywalny.
Moi rozmówcy podkreślali też swoje rozczarowanie faktem, że Nigeria właśnie zdetronizowała RPA jako największa gospodarka Afryki. Winę za tę sytuację ponosi oczywiście Zuma, który nie potrafi kontynuować polityki poprzednich dwóch prezydentów i przez swoje wygłupy odstrasza inwestorów. Zachowuje się, jakby kraj był jego prywatnym podwórkiem, na którym może sobie robić, co chce. Jedna osoba stwierdziła nawet, że to, oraz fakt, że chce być prezydentem na kolejną kadencję, zaczyna go upodabniać do Roberta Mugabe.
Moi koledzy to czarni Południowoafrykańczycy w wieku ok. 30 lat. Wszyscy interesują się polityką i podkreślają, że te wybory są ważne również dlatego, że świat będzie im się przyglądał. To może oznaczać też zachętę dla narodu i skłonić niezdecydowanych do głosowania. Wśród ludzi najbiedniejszych i w najtrudniejszej sytuacji panuje jednak przekonanie, że ich głos nic nie zmieni, bo ich żywot i tak się nie polepszy. Ale dzięki ogólnemu dostępowi do informacji coraz więcej ludzi ma jednak świadomość tego, jak ważne jest wyrażenie swojej opinii. Natomiast to, że mogą głosować na kogo chcą, albo nie głosować wcale, to znak, że mają wolną wolę i nikt ich do niczego nie zmusza - to znak, że rzeczywiście w kraju jest demokracja.
Zaglądam właśnie na Facebook i co chwilę pojawiają się zdjęcia moich znajomych. Są to kciuki z plamką atramentu na granicy nasady paznokcia i palca - to znak, że oddali głos. 25 milionów obywateli wyraża dziś swoje poparcie dla jednej z 29 partii. Portale informacyjne pokazują długie kolejki do urn, a świat rzeczywiście patrzy. Google doodle na przykład wygląda dziś tak:
Wyniki mają być ogłoszone w piątek. Raczej nie będzie niespodzianek, ale wielu uważa, że te wybory będą stanowić preludium do zmian i dopiero w kolejnych ANC może ponieść porażkę. Takie dalekowzroczne myślenie to dobry znak, teraz jeszcze trzeba przekonać młodych, że warto głosować i mieć w ten sposób wpływ na sytuację we własnym kraju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz