Doug –
trzydziestoparoletni Brytyjczyk, żona z RPA. Do niedawna mieszkali w
Johannesburgu, mają dwoje dzieci w wieku przedszkolnym. Doug postanowił, że
jednak wróci do Anglii. Oprócz faktu, że praca go nie do końca satysfakcjonuje,
najbardziej ma dość dwulicowości południowoafrykańskiego społeczeństwa. Jako
Brytyjczyk na starcie ma przechlapane, bo tej nacji się tu nie lubi z powodów
historycznych. Ale Douga najbardziej irytują obecne stosunki między białymi a
czarnymi i kolorowymi. Uważa, że obecnie to biali są ofiarami rasizmu, bo we
wszystkich sferach faworyzuje się czarnych i kolorowych. Odwrócony rasizm, tak
to nazywa. Bardzo to jest frustrujące, bo białemu i na dodatek Brytyjczykowi
trudno się przebić, zwłaszcza w kręgach akademickich czy w organach ścigania,
która to dziedzina najbardziej Douga interesuje.
Podobne
doświadczenia ma Helen, żona brytyjskiego dyplomaty. Jest bardzo wykształcona,
ma doktorat z psychologii klinicznej z Cambridge i kilka publikacji na koncie.
Gdy jej mąż dostał placówkę w RPA, Helen była bardzo podekscytowana.
Uniwersytet w Johannesburgu akurat poszukiwał trzech specjalistów w jej
dziedzinie, na różnych szczeblach akademickich. Helen kwalifikowała się na
stanowisko profesora i główego wykładowcy wydziału. Gdy złożyła dokumenty, była
przekonana, że zostanie chociaż zaproszona na rozmowę. W końcu taki wydział na
pewno byłby bardzo zainteresowany, by mieć w swoim gronie świetnie
wykształconego wykładowcę w doświadczeniem wyniesionym z jednego z najlepszych
uniwersytetów świata i kilku lat własnej praktyki. Po kilku tygodniach
zadzwoniła z pytaniem, czy jej aplikacja została w ogóle rozważona. Odpowiedź
była krótka i bezceremonialna: owszem, ale jest biała, więc nie mogą jej
zatrudnić, bo jest określona liczba białych pracowników akademickich, większość
musi być czarna lub kolorowa. Takie jest zresztą prawo. I chociaż było miejsce,
to i tak nie zaproponowano jej żadnego stanowiska, bo nie zgadzałyby się wtedy
odgórnie ustalone kwoty. Kwalifikacje są tu kwestią drugorzędną. Helen ostatecznie
zaczęła pracować nad kolejną publikacją, zatrudniła się też w jednym ze
szpitali jako psycholog za symboliczną pensję, żeby nie stracić możliwości
wykonywania zawodu. Poznała tam wiele interesujących osób, zarówno pacjentów,
jak i kolegów i koleżanki po fachu. Poziom rasizmu, jaki niektórzy z nich,
biali wykształceni ludzie, prezentowali, szokował ją każdego dnia. Jedna z
koleżanek pewnego dnia oznajmiła wręcz, że czarni nie nadają się do niczego, są
zgrają pasożytów i społeczeństwo miałoby się dużo lepiej bez nich. Nienawiść
przebijająca z tych słów sprawiła, że Helen nie miała pojęcia, jak zareagować.
Później zastanawiała się, co właściwie powinna była powiedzieć takiej osobie,
która jest niezbicie przekonana o słuszności swoich poglądów. Jak się dyskutuje na tak kontrowersyjny temat? Po jakimś czasie
dowiedziała się więcej o niej i historii jej rodziny, pełnej przemocy i
potwornych zdarzeń, i to rzuciło nieco inne światło na tę wypowiedź. Jasne, że
trudno to całkowicie usprawiedliwić, ale Helen w jakimś stopniu ją zrozumiała i
już nie umiała potępiać.
Pewna moja
znajoma Kirsty była świadkiem następującej sceny w jednym z wielu centrów
handlowych w Pretorii, Colonades. Jest to miejsce dla mniej zamożnych
mieszkańców, większość klientów to Afrykanie, wiele osób w tradycyjnych
strojach: kobiety w kolorowych sukniach, z dziećmi na plecach. Kilka takich
kobiet szło przed Kirsty, śpiące dzieci kiwały się w kocach owiniętych wokół
tułowi matek. W pewnym momencie przejeżdżał obok samochód z Afrykanerską
rodziną. Z okien wychylało się kilkoro dzieci, średni wiek 10 lat. Gdy pojazd
mijał kobiety, dzieciaki zaczęły machać i wykrzykiwać coś głównie w afrikaans,
ale do uszu Kirsty dotarły słowa wykrzyczane po angielsku pogardliwym tonem: get
lost you stupid African women (spadajcie, wy głupie afrykańskie kobiety).
Dzieci wykonywały przy tym gesty wokół głowy, jakby wyśmiewały te tradycyjne
zwoje chust. Wszystko to trwało chwilę, ale Kirsty nie mogła się otrząsnąć przez
długi czas. Chciała wręcz podbiec to tych kobiet i je przeprosić w imieniu
rodziny z samochodu. Nie mogła zrozumieć, że rodzice tych małych jeszcze dzieci
w ogóle nie zareagowali. Strach pomyśleć, co z tych już wrednych i agresywnych
bachorów wyrośnie. Afrykanki natomiast w ogóle nie zareagowały, szły sobie
dalej i kontynuowały swoje rozmowy. Takie zazwyczaj są reakcje na rasistowskie
komentarze: ludzie to ignorują. Wygląda to czasem tak, jakby już im się nie
chciało odpowiadać, wdawać się w sprzeczki, bo i tak nie zmienią sposobu
myślenia takiego człowieka. Po prostu robią swoje, idą dalej.
Kuzynka Kirsty wyszła
za mąż za białego południwoafrykańczyka, byłego policjanta. Jej brytyjska
rodzina nigdy go do końca nie zaakceptowała, choć kuzynka stara się go
‘wychować’. On nauczył się już zastrzegać, że ze względu na pochodzenie i na
wcześniej wykonywany zawód niektóre rzeczy są tak głęboko wyryte w jego
świadomości, że trudno mu to kontrolować i czasami może w związku z tym mówić
niepopularne rzeczy. Mają już dziecko i umowę, że on jako ojciec nigdy nie
będzie wygłaszał jakichkolwiek opinii o ludziach w oparciu o ich kolor skóry.
Syn ma czarnoskórych kolegów i koleżanki w przedszkolu, bawią się razem, a jego
tata nigdy tego nie komentuje, przynajmniej nie w jego obecności. Życie w
multikulturowym społeczeństwie już sporo go nauczyło, ale wychowanie i wartości
przekazane przez skrajnie prawicową i konserwatywną rodzinę pozostawiły tak
trwały ślad, że nadal zdarza mu się wypowiedzieć słowa, które w otwartym i tolerancyjnym
gronie są postrzegane jako niedopuszczalne.
Marianno, ja mam to samo ze swoim mezem (tez Brytyjczyk). Przeprowadzilismy wiele rozmow na ten temat. Robi postepy, ale daleko mu do tolerancji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
To jest bardzo trudna kwestia, bo niektore przekonania sa tak gleboko wyryte w swiadomosci (z roznych wzgledow), ze ciezko je zmienic. Ale probowac warto! Rowniez serdecznie pozdrawiam!
Usuń