niedziela, 17 stycznia 2016

Zukiswa Wanner "London - Cape Town - Joburg"

Na powieść zambijskiej pisarki Zukiswy Wanner trafiłam dzięki koleżance z klubu książki, który z kilkoma znajomymi stworzyłyśmy w Pretorii (celem była przede wszystkim wymiana książek, a nie wspólne czytanie jednego tytułu - każda z nas przynosiła na spotkanie coś, co ostatnio przeczytała i jej się podobało, w kilku słowach streszczała, i jeśli którejś z nas opis przypadł do gustu, książkę pożyczała. Przeczytać ją należało do następnego razu, wyrazić opinię, a także przynieść znów coś swojego, i tak dalej. W rezultacie miałyśmy spory stosik książek, z którego można było sobie wybrać to, na co się miało ochotę, i przeczytać dużo bardzo różnych rzeczy, po które może normalnie byśmy nie sięgnęły). Koleżanka kupiła tę książkę głównie ze względu na tytuł, krótki opis sugerujący nietuzinkową historię młodych Południowoafrykańczyków w czasach przemian, oraz fajną okładkę ;-) Nie do końca znalazła w niej to, czego oczekiwała, ale ja i tak postanowiłam ją przeczytać, i nie żałuję.



Narracja w "London Cape Town Joburg" przebiega dwutorowo, z punktu widzenia dwojga głównych bohaterów. Martin O'Malley, choć nazwisko ma typowo irlandzkie, jest Południowoafrykańczykiem mieszkającym w Londynie. Tu poznaje swoją przyszłą żonę, Angielkę Germaine Spencer, i wkrótce postanawiają przenieść się do RPA, kraju nowych możliwości po upadku reżimu apartheidu. Najpierw osiedlają się w Kapsztadzie, by później przenieść się do Johannesburga. Mają syna, ogólnie dobrze im się wiedzie, a w małżeństwie, jak to w małżeństwie, czasami bywa gorzej, lecz stanowią silną i zgraną parę, która jest w stanie stawić czoła wielu przeciwnościom. Do czasu. Pierwszy rozdział powieści jest tak naprawdę ostatnim. Autorka na wstępie konfrontuje czytelnika z tragedią, która dotyką rodzinę O'Malley, by wrócić do samego początku ich wspólnej historii i stopniowo przybliżyć drogę bohaterów do tego punktu. Jest to powieść obyczajowa, jednak od pierwszych stron naznaczona mrocznym zdarzeniem, więc resztę czyta się z pewnym napięciem, próbując zrozumieć, jak doszło do upadku rodziny.

Choć sama historia jest w miarę prosta i dość przewidywalna, to kontekst i sami bohaterowie są ciekawi i wiarygodni. Dla mnie istotne było na przykład to, że przez dłuższy czas zupełnie nie byłam świadoma faktu, iż Martin jest czarnoskóry, a Germaine biała. Po prostu nad ich kolorem skóry w ogóle się nie zastanawiałam (choć podświadomie chyba przyjęłam, że oboje są tej samej rasy). Wanner przemyca ten szczegół mimochodem dopiero gdzieś w połowie książki, gdyż w społeczeństwie południowoafrykańskim takie związki są nadal rzadkie i nie do końca akceptowane, i O'Malleyowie doświadczają tego braku tolerancji. W zajmujący sposób przedstawiony jest także proces asymilacji obojga bohaterów w nowej ojczyźnie. Dla Germaine RPA to zupełnie nowa rzeczywistość, kraj niezrozumiały, pełen sprzeczności i problemów społecznych, z którymi nigdy wcześniej się nie zetknęła jako Europejka z zamożnej, artystycznej rodziny. Martin natomiast, choć tu urodzony, również musi się wielu rzeczy nauczyć, spróbować zrozumieć kraj swojej matki, o którym tak naprawdę wie niewiele, bo wychował się w Europie. Kwestia tożsamości, również rasowej, a także odnalezienia się w szybko zmieniającym się społeczeństwie, jest jednym z głównych tematów powieści. 

Jednak jest to przede wszystkim historia rodziny i jej powolnego rozpadu. Gdyby nie pierwszy rozdział, czytałoby się tę książkę jako wciągąjącą, dobrze napisaną powieść obyczajową, bardzo romantyczną (chwilami aż za bardzo), która nagle otrzymałaby smutne zakończenie - i nie wiem, czy wtedy miałaby ona taki sam wydźwięk. Raczej stałaby się melodramatem. Dzięki pozornie prostemu zabiegowi zaczęcia od końca Wanner zmusza czytelnika do uważniejszej lektury i sprawia, że traktujemy te urocze fragmenty z rezerwą, bo już wiemy, że szczęśliwego zakończenia nie będzie. A dlaczego koleżanka, o której wspomniałam na początku, nie była do końca usatysfakcjonowana? Ano dlatego, że spodziewała się przede wszystkim powieści o społeczeństwie południowoafrykańskim, o wielkich przemianach w RPA epoki postapartheidu, oczekiwała, iż te kwestie będą na pierwszym planie (sugeruje to w dużym stopniu opis na okładce - dlatego zawsze podchodzę do nich z dystansem). Są one jednak tylko tłem dla historii nieco ponadprzeciętnych ludzi, których połączyła wielka miłość, którzy odnieśli sukces pomimo różnych przeciwności, którzy stworzyli wspólny dom i kochającą się rodzinę, i którzy bardzo drogo za te wszystkie osiągnięcia zapłacili. Afryki jest tam sporo, ale równie dobrze mogłoby się to dziać w wielu innych miejscach na świecie, bo w książce chodzi przede wszystkim o osobiste doświadczenia i dylematy bohaterów. Dla mnie była to wciągająca lektura i pierwsze spotkanie z interesującą autorką. Na moim Kindle'u czekają na przeczytanie jej dwie inne książki.

P.S. Sama autorka zasługuje na kilka słów o niej, bo życiorys ma ciekawy. Urodziła się w Zambii, lecz jej ojciec pochodzi z RPA, a matka z Zimbabwe. Studia dziennikarskie skończyła w Honolulu, a obecnie mieszka w Nairobi. Swojej koleżance po fachu, pisarce Lauren Beukes (której książkę "Zoo City" recenzowałam na blogu prawie 2 lata temu), zwierzyła się, że otrzymuje od zagranicznych agentów literackich sporo listów odmownych, gdyż jej dzieła nie są wystarczająco... "afrykańskie". No cóż, jak widać świat nie nadąża za rozwojem afrykańskiej sceny literackiej...

2 komentarze:

  1. Dzieki :-) poszukam i przeczytam, brzmi zachecajaco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem, czy Ci się spodoba! Czyta się szybko, ale moim zdaniem jest tam sporo ciekawych treści po prostu o ludzkiej naturze. W Exclusive Books powinna być :-)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...