Prezydent Zimbabwe (ten sam, co zawsze, bo nic się przecież nie zmieniło) oznajmił właśnie, że jeśli jego przeciwnikom nie podoba się wynik wyborów, to mogą iść się powiesić, on swojego zwycięstwa nie odda.
31 lipca odbyły się wybory prezydenckie, które zdecydowanie wygrał Robert Mugabe. Ponownie. Reakcje były, i nadal są, różne: od niedowierzania, poprzez rezygnację, gorzki śmiech, akceptację, i w końcu agresję i protesty. Dyskusje na ten temat trwają nadal, i pewnie tak sobie potrwają, aż Bob wreszcie uda się na tamten świat. Co też nie wiadomo, kiedy nastąpi. On sam zresztą twierdzi, że jest lepszy od Chrystusa, bo umierał i zmartwychwstawał wiele razy, a Jezus tylko raz ("I have died many times - that's where I have beaten Christ. Christ died once and resurrected once."). W każdym razie media na całym chyba świecie donosiły, że po 33 latach rządów ma kolejną, 5-letnią kadencję. I co tenże świat na to? Publikacji jest już masa, więc kilka wyrywkowo wybranych reakcji:
RPA - prezydent Zuma bardzo szybko pogratulował zwycięzcy (wielu komentatorów podkreśla, że trochę zbyt szybko, zanim na temat wyborów wypowiedzieli się obserwatorzy) i wezwał wszystkich do uszanowania wyniku. Jego gratulacje zbiegły się w czasie z tymi przesłanymi z Kenii i Chin(!). Sam Zuma zasługuje na oddzielny komentarz, bo to postać tyle barwna, co groteskowa. Dość powiedzieć, że opozycja się z nim nie zgadza, wzywa go do przemyślenia i zrewidowania opinii, oraz do pozytywnego odniesienia się do stanowiska Botswany, która uznała, że należy przeprowadzić audyt wyborów.
Botswana - dwumilionowy kraj o powierzchni prawie dwa razy większej od Włoch, spokojny, niewiele znaczący, ale też jeden z niewielu, które nie boją się mówić, że wybory w Zimbabwe to farsa. Tak zresztą skomentował to wysoki rangą urzędnik ministerstwa spraw zagranicznych na jakimś dyplomatycznym spotkaniu (powiedział, iż dawno nie widział takiego cyrku). Botswana jako pierwszy kraj na kontynencie nie zgodziła się z werdyktem SADC (Wspólnota Rozwoju Afryki Południowej), która ogłosiła, że wybory były wiarygodne. I jak na razie jest jedynym członkiem SADC, który z wynikami się nie zgadza...
Nigeria - prezydent Olusegun Obasanjo oznajmił, iż nigdy nie widział idealnych wyborów. Cóż, w ustach przywódcy takiego kraju, jak Nigeria, brzmi to co najmniej interesująco. Mówił w imieniu Unii Afrykańskiej (AU), której obserwatorzy nie mogli się w żaden sposób doszukać nieprawidłowości podczas wyborów. Przecież nic złego się nie działo, wszystko przebiegło spokojnie, więc najwyraźniej taki był głos ludu. AU szybko zaakceptowała wynik, żeby mieć święty spokój - stabilność w regionie jest ważniejsza od demokracji (napisał to jeden z komentatorów dla portalu dailymaverick.co.za. Cały artykuł tutaj: http://www.dailymaverick.co.za/article/2013-08-06-analysis-the-african-union-stays-in-character-for-zim-election-whitewash/#.UgjaLm0qKM0).
Zachód - generalnie USA, Unia Europejska i Wielka Brytania (których przedstawiciele nie zostali dopuszczeni do obserwowania wyborów) zgadzają się z przegranym Morganem Tsvangirai, że wybory nie były demokratyczne, wzywają do audytu i na tym właściwie, jak zwykle zresztą, się kończy. Mugabe ma w głębokim poważaniu zdanie zachodnich rządów.
Tanzania - wisienka na torcie. Prezydent Jakaya Kikwete, który jest jednocześnie przewodniczącym Organu ds. Polityki, Obrony i Bezpieczeństwa w ramach SADC, wydał tak piękne oświadczenie, że aż łzy w oczach stają (a nóż w kieszeni się otwiera):
"I have received with great pleasure, the news of your re-election
for another term to lead the people of Zimbabwe. On behalf of the
Government and people of the United Republic of Tanzania and indeed on
my own behalf, I would like to congratulate Your Excellency for this
resounding victory.
Indeed your re-election is a clear testimony of the confidence and
trust the people of Zimbabwe bestowed upon you. Under your able
leadership, Zimbabwe has recorded tremendous socio-economic
developments, despite some challenges. Thus we look forward for greater
progress and prosperity for the people of Zimbabwe as well as your
continued invaluable contribution to our region and the continent
through Sadc and the AU."
(Z wielką radością przyjąłem wiadomość o wyborze Pana na kolejną kadencję jako przywódcy Zimbabwe. W imieniu rządu i mieszkańców Republiki Tanzanii, i rzecz jasna w imieniu własnym, chciałbym pogratulować Waszej Ekscelencji tego wspaniałego zwycięstwa.
Zaprawdę ponowny wybór Pana to oczywisty przejaw zaufania i wiary, jaką lud Zimbabwe w Panu pokłada. Pod Pana umiejętnym przywództwem kraj, pomimo przeszkód, odnotowuje ogromny rozwój społeczno-gospodarczy. A zatem oczekujemy dalszego postępu i dobrej koniunktury dla narodu Zimbabwe, a także kontynuacji bezcennego wkładu, jaki wnosi Pan do naszego regionu i całego kontynentu poprzez działalność w SADC i AU.).
Morgan Tsvangirai oficjalnie zakwestionował konstytucyjność wyborów (sprawa jest w sądzie), więc zaprzysiężenie nowego/starego prezydenta może się opóźnić.
Można by tak jeszcze długo. Jak zapowiadałam, nie chcę wdawać się w politykowanie, więc na koniec garstka kwiatków statystycznych, za niezawodnym Peterem Godwinem (dane z niezależnych analiz, ale ogólnie wielu obserwatorów się z nimi zgadza):
- co najmniej milion głosów oddali już nieżyjący Zimbabweńczycy;
- ponad 350,000 głosujących miało więcej niż 85 lat, 109,000 więcej niż 100 lat, a jeden były wojskowy w dniu wyborów miał 135 lat;
- 838,000 podwójnych tożsamości: to samo nazwisko, adres, data urodzenia, różne numery dowodów osobistych. Sprawdzone dowody były autentyczne, wydane przez właściwy urząd;
- pół miliona ludzi przeniesiono do innych okręgów wyborczych, 45,000 ludzi zmieniono numery dowodów bez ich wiedzy.
Poza tym aktywistki polityczne (i prawdopodobnie zwolenniczki MDC, partii Tsvangirai) z wiejskich terenów doniosły Amnesty International, że zmuszone były uciekać z dziećmi po tym, jak im grożono, ponieważ odmówiły informowania zwolenników Mugabe o tym, na kogo głosowały. Zanu-PF (partia Mugabe) miało je zmuszać do udawania ślepoty, analfabetyzmu czy złego stanu zdrowia, by ktoś inny mógł w ich imieniu oddać głos. Jedna z kobiet zeznała, że grożono jej już 2 tygodnie przed wyborami, ale choć doniosła o tym na policję, nie otrzymała żadnej pomocy.
Znajomi Zimbabweńczycy, którzy mieszkają i pracują w RPA, tylko kręcili głowami, gdy ogłoszono wyniki wyborów. Nie wygląda na to, by ktokolwiek miał nadzieję, iż cokolwiek się w ich kraju zmieni w najbliższym czasie.
A tak przy okazji: Światowa Organizacja Turystyki, czyli jedna z agencji ONZ, organizuje za niecałe 2 tygodnie szczyt swojego Zgromadzenia Głównego. Gdzie? Ano w Livingstone w Zambii i w Victoria Falls w Zimbabwe. Bardzo ładna lokalizacja. Przyjadą delegaci ze 158 krajów. Wygląda na to, że może prezydent Tanzanii miał rację z tym rozwojem, w końcu Wodospady Wiktorii to mekka dla turystów i jest z tego duży zysk dla obu krajów (dla wyjaśnienia: wodospad jest na granicy Zambii i Zimbabwe). W styczniu 2012 roku Mugabe i prezydent Zambii Michael Sata zostali zresztą ogłoszeni przez ONZ ambasadorami turystyki. Ten pierwszy niby ma zakaz podróżowania (ambasador turystyki!), ale do Watykanu go wpuścili, żeby uścisnął dłoń nowemu papieżowi. I tak dalej, i tak dalej, farsa trwa. Nie dziwię się znajomym z Zimbabwe, że nie chce im się już komentować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz