niedziela, 31 maja 2015

Safari w Madikwe

W RPA parków narodowych i rezerwatów przyrody jest od groma, więc możliwości wyjazdu na safari też jest mnóstwo. My w kwietniu wybraliśmy się do Parku Narodowego Madikwe, położonego tuż przy granicy z Botswaną. Nie jest to jednak typowy park - znajdują się tu wyłącznie luksusowe pensjonaty i nie można jeździć po nim samemu. W opłatę za zakwaterowanie wliczone jest wyżywienie (trzy posiłki dziennie) i safari z przewodnikiem dwa razy dziennie. Jest jednak jedna tańsza opcja: Mosetlha Bush Camp. Jest to ekologiczny kompleks, w którym nie ma prądu ani bieżącej wody, a śpi się w na wpół otwartych chatkach (od maja kryte tradycyjną strzechą zamiast blachy falistej, na którą jeszcze się załapaliśmy). Choć brzmi to bardzo spartańsko, to wcale nie jest aż tak dziko, dzięki ciekawym rozwiązaniom toaletowym i prysznicowym :-) 





Toalety nazywają się VIP - Ventilated Improved Pits - i są zwykłymi porcelanowymi sedesami z drewnianymi siedzeniami, tylko nie ma w nich spłuczki, nabiera się wody z wiadra i trochę wlewa do środka. Jednak dół, w którym ląduje wiadomo co, jest tak głęboki, że w ogóle nic nie czuć i nie widać. 

Natomiast prysznice są trochę bardziej skomplikowane. Jest to po prostu wiadro z zamocowaną w spodzie główką od prysznica, które należy wypełnić wodą z tzw. donkey boiler (na zdjęciu poniżej). To metalowa konstrukcja, w której woda podgrzewana jest przez ogień. Przez lej z prawej strony wlewa się zimną wodę ze zbiornika obok, a ona wypycha wodę gorącą z drugiej strony, prosto do wiadra. Potem wystarczy dodać tyle zimnej wody, ile trzeba, żeby temperatura była odpowiednia, udać się z całym wiadrem pod prysznic i przelać wodę do tego, który zwisa ze sznura :-) 

Poza tym jest to kompleks nieogrodzony, więc wieczorami pałęta się po nim na przykład hiena o imieniu Harry czy stary bawół Sebastian. Ale bać się nie trzeba, bo jeśli zachce się komuś do toalety po zmroku, to przejście do niej jest ogrodzone siatką, więc nic nas nie zje :-)

Safari z przewodnikiem odbywa się dwa razy dziennie, godziny zależą od pory roku, jesienią wypadły o 6 rano i o 15. Czasami fajnie jest mieć wszystko zorganizowane, wystarczyć stawić się na zbiórkę i o nic więcej się nie martwić. W Madikwe spędziliśmy przyjemny weekend, choć każdej nocy lało jak z cebra, ale udało nam się podczas safari zobaczyć całkiem sporo - dowody poniżej :-)



Czasami trąbie też trzeba dać odpocząć :-)











Śniadanie na trawie :-)
Nie wszyscy wyschli po całonocnej ulewie - oto lilac-breasted roller, czyli kraska liliowopierśnia.


To słoniątko bardzo się nami interesowało i wyciągało trąbę, żeby nas wywąchać :-)

Antylopy gnu

Choć pobyt w Madikwe nie był tani jak na tutejsze warunki (ok. 500 zł za noc za dwie osoby, wliczając w to trzy posiłki i dwa safari dziennie), to warto było odkryć kolejny park i zupełnie się zrelaksować!

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Udało mi się nie pokazać, jak tam lało przez cały weekend! :-D Mieliśmy szczęście, że podczas samych safari akurat się wypogadzało :-)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...