środa, 16 lipca 2014

I jeszcze trochę o Pistoriusie, a także o protestach w Kapsztadzie i Desmondzie Tutu

Oscar Pistorius dokazuje. Wybrał się w poniedziałek wieczorem do klubu w Johannesburgu, podobno za dużo wypił i wygłosił jakieś niepochlebne opinie o prezydencie Zumie i jego rodzinie. Uraziło to pewnego biznesmena o nazwisku Mortimer, który jest w bliskich stosunkach z członkiem rodziny prezydenta, więc dał upust swojemu niezadowoleniu i popchnął Pistoriusa, który wylądował na krześle. Oscar z kolei wdał się w kłótnię jeszcze z kimś innym, i w końcu został wyprowadzony z klubu przez ochroniarza. To wersja biznesmena. Rzeczniczka Pistoriusa twierdzi, ze był on w strefie VIP klubu (który zresztą nazywa się The VIP Room) i to pan Mortimer go zaczepił, agresywnie wypytując o proces. Pistorius się zezłościł i wywiązała się szarpanina. Zarząd klubu twierdzi, że nic o takim incydencie nie wie, a przedstawiciele Pistoriusa przyznają, że to chyba nie było zbyt mądre z jego strony, żeby pokazywać się publicznie, i to w klubie... Pistorius także wyraził żal, że się tam udał. Incydent nie będzie miał wpływu na postępowanie sądowe.

A co poza tym? W Kapsztadzie dziś rano odbył się protest przeciw atakowi Izraela na Strefę Gazy – uczestniczyło w nim podobno nawet 30,000 osób. Tłum powędrował pod Parlament, skandując hasła pro-palestyńskie. Marsz zorganizował Muslim Judicial Council (Muzułmańska Rada, organizacja non-profit, skupiająca przedstawicieli islamu w RPA, założona w 1945 r.) Minister Spraw Zagranicznych RPA wezwała już izraelskiego ambasadora na spotkanie, by wyjaśnił, co się dokładnie w Gazie dzieje.

Desmond Tutu wywołał z kolei burzę stwierdzeniem, że popiera eutanazję. W ubiegłą sobotę brytyjski The Observer (The Guardian) opublikowal jego artykuł, który jest głosem w toczącej się obecnie w Wielkiej Brytanii dyskusji na ten temat (http://www.theguardian.com/commentisfree/2014/jul/12/desmond-tutu-in-favour-of-assisted-dying). W piątek Izba Lordów będzie debatować nad ustawą o eutanazji. Arcybiskup pisze w sposób niezwykle stonowany o tym, że choć całe życie spędził na walce o godność żyjących, jest mu teraz bliżej do końca niż początku własnego życia, więc czas zająć się prawem do godności umierających. Podkreśla jednocześnie, że prezentowana opinia to wyłącznie jego osobiste zdanie, a nie stanowisko jego Kościoła.

Tutu krytykuje sposób, w jaki sztucznie podtrzymywano przy życiu jego przyjaciela Nelsona Mandelę - to, że politycy pozowali do sesji zdjęciowej z wyraźnie nieobecnym już duchem byłym przywódcą uznaje za uwłaczenie godności Madiby. Podkreśla też, że o śmierci należy mówić otwarcie i nie traktować jej jak temat tabu. Wszyscy przecież prędzej czy później umrzemy. On sam ma bardzo jasny obraz własnego pogrzebu, który ma być skromny, bez drogiej trumny i drogich zabiegów rytualnych, a jego ciało ma być skremowane. Wyraźnie podkreśla: nie chcę, by robiono wszystko, co się da, by utrzymać mnie przy życiu. Pieniądze, które wydaje się na sztuczne podtrzymywanie życia tych chorych, którzy woleliby odejść, mogą zostać lepiej spożytkowane - na pomoc żyjącym, na przykład rodzącym matkom, czy na przeszczepy organów. Tutu wierzy w świętość życia - ale nie za wszelką cenę. Sama śmierć jest zresztą przejściem do innego życia. W Afryce, gdzie tak niewielu dożywa starości, należałoby zadbać o to, by umierający mogli odejść z godnością, w otoczeniu bliskich i w pokoju z samymi sobą. Ale by to osiągnąć, należy o śmierci rozmawiać jako o naturalnej kolei rzeczy.

Nadchodzący piątek to Dzień Mandeli - ludzie poświęcą w tym dniu 67 minut na jakąś aktywność na rzecz lokalnej społeczności. Desmond Tutu nawołuje, by także zastanowić się - czym jest życie? I czyż śmierć nie jest jego częścią? 

Tutejsza Chrześcijańska Partia Demokratyczna natychmiast ogłosiła, że w poszukiwaniu rozgłosu Arcybiskup stał się przyjacielem Szatana i że Jezus nie zaaprobowałby jego poparcia dla "wspomaganego samobójstwa" i odrzuciłby go z pogardą, jak Faryzeusza. Fundacja Desmonda Tutu i jego żony Leah nie skomentowała jeszcze tego stanowiska.

poniedziałek, 14 lipca 2014

Sprawy Pistoriusa ciąg dalszy

Wczoraj Oscar Pistorius uaktywnił się na Twitterze po raz pierwszy od lutego - i to trzy razy w ciągu godziny. Najpierw wrzucił cytat z Biblii, z Księgi Psalmów: The Lord is close to the brokenhearted - Pan jest blisko skruszonych w sercu. Niecałe pół godziny później pojawił się kolaż jego zdjęć z niepełnosprawnymi dziećmi wokół stwierdzenia, że każdy może zrobić coś, co wpłynie na życie innych, i że czasami to najprostsze gesty czy słowa mogą kogoś zainspirować i sprawić, że będzie czuł się lepiej. Kilka minut potem Pistorius podzielił się jeszcze jednym obrazkiem - zdjęciem fragmentu tekstu z "Człowieka w poszukiwaniu sensu" Viktora Frankla. Fragment wyróżniony kursywą mówi o tym, że zbawienie człowieka może dokonać się jedynie poprzez miłość i w miłości. 

Tweety wywołały burzę komentarzy, w większości nieprzychylnych i krytykujących Oscara za bezczelne promowanie swojej osoby. Na wpis z Biblii wielu odpowiedziało innymi cytatami z tej księgi, jak "Nie zabijaj". Niektórzy jednak potraktowali to z przymrużeniem oka, jak na przykład obrońca Pistoriusa Barry Roux, który wyraził nadzieję, że Niemcy odnotowali wpisy byłego olimpijczyka, bo pewnie będą musieli wrzucić coś w podobnym stylu po tym, jak zamordują Argentynę. No cóż, na pewno nie można panu Roux odmówić czarnego poczucia humoru...

Pistorius powrócił w zeszłym tygodniu na ławę oskarżonych po miesiącu przerwy. Badano w tym czasie jego psychikę i ostatecznie uznano, że jest (i był w chwili zastrzelenia narzeczonej) poczytalny, lecz teraz z powodu ogromnego poczucia winy ma czasem myśli samobójcze i objawy zespołu stresu pourazowego. Nie są to jednak na tyle poważne problemy psychiczne, by nie można było kontynuować procesu. Zeznania ostatniego świadka-eksperta, lekarza Pistoriusa, specjalisty medycyny sportowej prof. Wayne'a Dermana, miały być najmocniejszym punktem obrony. I choć jego naukowa analiza przypadku Pistoriusa dodała nieco mocy zachwianej pozycji obrońcy i samego Oscara, to jednak nie wydaje się, by ją uratowały. Jak już pisałam, prokurator Gerrie Nel wykazał bardzo wiele luk i pęknięć w opowieści Pistoriusa, i tego już załatać się nie da. Z drugiej jednak strony Państwo jako oskarżyciel też nie ma niezbitych dowodów na to, że sportowiec działał z premedytacją. Oliwy do ognia dodał jeszcze wyciek filmu wideo, który został pokazany przez australijski Channel 7. Pistorius odgrywa w nim sytuację z feralnej nocy, a jednym z najmocniejszych punktów jest moment, w którym biegnie na kikutach, niby do łazienki, udając, że trzyma w ręku broń. Wideo prawdopodobnie nakręcono w domu jego wujka. W mediach i w sądzie rozpętała się burza. Okazało się też, że prokurator wcześniej tego nagrania nie widział, pojawiły się więc komentarze i dyskusje na temat tego, czy z związku z tym sprawę powinno się zacząć od początku i włączyć filmik do materiału dowodowego, itd. Brian Webber, prawnik Pistoriusa, oświadczył, że Australijczycy zakupili wideo nielegalnie i w ten sposób złamali porozumienie o nieujawnianiu zawarte z The Evidence Room - amerykańskim zespołem specjalistów od odtwarzania zdarzeń kryminalnych, których obrońcy Pistoriusa wynajęli do nakręcenia tej rekonstrukcji. Australijczycy zaprzeczają i twierdzą, że nagranie pozyskali legalnie. Ostatecznie kwestię tę zamknięto - uznano, że film nakręcono już po przedstawieniu dowodów i podstawy oskarżenia, i że był on formą przygotowania Oscara do zeznań. Nie został jak dotąd wykorzystany jako dowód w sprawie, więc jest mało prawdopodobne, by teraz został włączony do materiałów dowodowych. 

7 i 8 sierpnia sąd ma otrzymać ostateczne zestawienie dowodów i podsumowań od obrony i prokuratury. Wygląda więc na to, że proces Pistoriusa dobiega końca, ale nadal nie wiadomo na pewno, jaki będzie wyrok.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...