wtorek, 2 czerwca 2015

Turystka zaatakowana przez lwicę

Wczoraj po południu w Parku Lwów (Lion Park) niedaleko Johannesburga zginęła amerykańska turystka, którą zaatakowała lwica. Kobieta doznała poważnych obrażeń i zmarła na miejscu. Z doniesień prasowych wynika, że Amerykanka zignorowała wszechobecne znaki i ostrzeżenia nawołujące do nieotwierania okien w samochodzie; uwagę zwracali jej także pracownicy. Kobieta była w towarzystwie lokalnego przewodnika (sic!), który próbując jej pomóc również doznał ciężkich obrażeń, ale żyje. 

Lion Park to coś pomiędzy małym parkiem safari a zoo. Byłam tam trzy lata temu. Przyznaję, że w części z kotami też zdarzyło mi się otworzyć okno, ale do połowy i dosłownie na chwilę, by wystawić aparat i zrobić im zdjęcie. Wszystkie koty spały i zupełnie nie zwracały na nas uwagi, zresztą też staraliśmy się trzymać jak największy dystans, bo czuliśmy się mimo wszystko niekomfortowo będąc tak blisko tych zwierząt. Gdy jeździmy na safari, otwieramy okna, ale gdy tylko natykamy się na drapieżnika, szyba jedzie w górę; nie ma sensu ryzykować, to w końcu ich teren, a my nie mamy prawa im przeszkadzać, a tym bardziej prowokować. W przypadku Lion Parku można mieć złudne wrażenie, że zwierzęta są oswojone (jest tam na przykład wybieg z lwiątkami, które można pogłaskać; do biedaków ustawiają się bardzo długie kolejki, szczególnie dzieci). Większość z nich się tam urodziła i nie zna życia poza Parkiem. Lecz wystarczy trochę pomyśleć: do jakiego stopnia da się oswoić lwa? Może on być w miarę przyzwyczajony do ludzi, ale jest nadal nieprzewidywalny. Lwica, która zaatakowała Amerykankę, nie wykazywała agresywnych zachowań, nie miała również powodu, by polować, bo była nakarmiona. Musiało ją coś zdenerwować: może samochód był zbyt blisko, może jego pasażerka próbowała zwrócić uwagę zwierzęcia wydając irytujące dźwięki, może wielki obiektyw jej aparatu fotograficznego wzbudził niepokój lwicy... Bardzo wielu turystów popełnia te błędy, zazwyczaj jednak kończy się na samochodach wywróconych przez wściekłe słonie czy oponach pogryzionych przez lwy.

To drugi taki incydent w Lion Parku w tym roku, choć poprzedni skończył się tylko na zadrapaniach. Australijski turysta, który również odniósł obrażenia, bo miał otwarte okno w samochodzie, przyznał później, że postąpił bardzo lekkomyślnie i przeprosił za swoje zachowanie. Amerykance niestety się nie poszczęściło... Do tego trudno zrozumieć, co u licha robił ten przewodnik, który przywiózł ją do parku i najwyraźniej nie zwrócił uwagi wystarczająco dobitnie!

Lwica zostanie na razie przeniesiona do części niedostępnej dla turystów, a później prawdopodobnie do innej placówki. W każdym razie nie zostanie uśpiona, co spotkało się z wieloma bardzo pozytywnymi komentarzami ze strony opinii publicznej (przewodnik natomiast odsądzany jest od czci i wiary, co jest zrozumiałe). Miejmy nadzieję, że po przeczytaniu takich historii ludzie się opamiętają i dotrze do nich, że to nie zabawki, lecz żywe zwierzęta, których instynkt nawet w niewoli nie zamiera.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Nowe regulacje wizowe dla podróżujących do RPA z dziećmi

Dziś wchodzą w życie nowe zasady wjazdu do i wyjazdu z RPA. Dotyczą podróżujących dzieci (czyli osób poniżej 18 roku życia), które muszą od teraz mieć przy sobie akt urodzenia, na którym widnieją imiona rodziców. Jeśli z dzieckiem podróżują oboje rodzice, muszą mieć jego akt urodzenia (oczywiście oprócz paszportu); jeśli tylko jeden rodzic - oprócz aktu potrzebna jest także potwierdzona notarialnie zgoda drugiego rodzica na podróż dziecka oraz kopia jego dowodu tożsamości. W przypadku, gdy drugi rodzic nie żyje, trzeba okazać na granicy akt jego zgonu; gdy drugi rodzic jest nieznany (w ustawie jest ojciec, więc chyba zakłada się, że matka jest zawsze znana...) - potwierdzone notarialnie poświadczenie, że rodzic podróżujący (matka) jest jedynym prawnym opiekunem. Jeśli rodzice są rozwiedzeni, potrzebny będzie sądowy akt rozwodu i potwierdzona notarialnie zgoda drugiego rodzica - to w przypadku, gdy oboje sprawują nad dzieckiem opiekę. Co w takim razie, gdy opiekę sądownie przyznano tylko jednemu rodzicowi? Tego ustawa nie przewiduje... Ale zakłada się, że wtedy trzeba będzie przedstawić dokument sądowy potwierdzający przyznanie opieki nad dzieckiem rodzicowi, który z nim podróżuje. Gdy natomiast dziecko podróżuje samo do RPA, potrzebne są: potwierdzone notarialnie zgody obu rodziców na podróż, kopie ich dowodów tożsamości oraz dane kontaktowe, a także dane osób odbierających dziecko z lotniska (dane kontaktowe i kopie ich dowodów tożsamości). Tu już aktu urodzenia niby nie potrzeba, ale wychodzi na to, że jest niezbędny, gdy dziecko z RPA wyjeżdża...

Po co to wszystko? Ano po to, by uszczelnić granice i wprowadzić dodatkową ochronę przed rzekomo masowym handlem dziećmi. Tylko jak to zazwyczaj bywa w przypadku południowoafrykańskiego rządu, zamysł jest szczytny, ale wykonanie już mocno niedopracowane, z wieloma lukami i znakami zapytania. Nie wiadomo na przykład, czy te akty urodzenia i inne dokumenty mają być przetłumaczone na język angielski? Nigdzie tego nie zapisano. 

Oprócz regulacji związanych z podróżowaniem dzieci weszło też rozporządzenie, że obcokrajowcy muszą aplikować o wizę do RPA wyłącznie w ambasadach tego kraju (gdzie również będą pobrane odciski palców - nie na lotnisku, jak było do tej pory). Tu też są niejasności, bo ja na stronie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych tego zapisu na przykład nie znalazłam, ale media trąbią o nim z każdej strony. Ministerstwo Turystyki wieszczy wielkie straty, bo tak rygorystyczne przepisy z pewnością zniechęcą wielu turystów i spowodują chaos na lotniskach i przejściach granicznych. Lufthansa już zmniejszyła liczbę lotów. Air China właśnie wstrzymało otwarcie połączeń z Johannesburgiem do czasu wyjaśnienia, jak to wszystko ma właściwie działać. A umówmy się: Chińczycy to w tej chwili główny partner gospodarczy RPA. Czy biznesmenom z Guangzhou będzie się chciało lecieć do Pekinu, żeby osobiście stawić się w ambasadzie na pobranie odcisków palców? Tu na przykład nie wiem, czy nie można tego zrobić w konsulatach? Informacji jak na razie nie znalazłam.

Polacy nie potrzebują wizy do RPA, gdy pobyt nie przekracza 30 dni. Jeśli więc planujecie tu wakacje z dziećmi, pamiętajcie o ich aktach urodzenia! To dotyczy także rezydentów i obywateli RPA, co będzie o tyle ciekawe, że w tej chwili ponad 5,000 wniosków o wydanie tego dokumentu zalega w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Niektórzy z moich znajomych czekają już nawet kilka lat, bo urzędnicy na przykład kilka razy gubili ich wnioski! Poza tym wiele osób nadal nie rejestruje swoich dzieci, a przynajmniej niekoniecznie od razu po urodzeniu. Czas pokaże, jak ten cały pomysł sprawdzi się w praniu!

niedziela, 31 maja 2015

Safari w Madikwe

W RPA parków narodowych i rezerwatów przyrody jest od groma, więc możliwości wyjazdu na safari też jest mnóstwo. My w kwietniu wybraliśmy się do Parku Narodowego Madikwe, położonego tuż przy granicy z Botswaną. Nie jest to jednak typowy park - znajdują się tu wyłącznie luksusowe pensjonaty i nie można jeździć po nim samemu. W opłatę za zakwaterowanie wliczone jest wyżywienie (trzy posiłki dziennie) i safari z przewodnikiem dwa razy dziennie. Jest jednak jedna tańsza opcja: Mosetlha Bush Camp. Jest to ekologiczny kompleks, w którym nie ma prądu ani bieżącej wody, a śpi się w na wpół otwartych chatkach (od maja kryte tradycyjną strzechą zamiast blachy falistej, na którą jeszcze się załapaliśmy). Choć brzmi to bardzo spartańsko, to wcale nie jest aż tak dziko, dzięki ciekawym rozwiązaniom toaletowym i prysznicowym :-) 





Toalety nazywają się VIP - Ventilated Improved Pits - i są zwykłymi porcelanowymi sedesami z drewnianymi siedzeniami, tylko nie ma w nich spłuczki, nabiera się wody z wiadra i trochę wlewa do środka. Jednak dół, w którym ląduje wiadomo co, jest tak głęboki, że w ogóle nic nie czuć i nie widać. 

Natomiast prysznice są trochę bardziej skomplikowane. Jest to po prostu wiadro z zamocowaną w spodzie główką od prysznica, które należy wypełnić wodą z tzw. donkey boiler (na zdjęciu poniżej). To metalowa konstrukcja, w której woda podgrzewana jest przez ogień. Przez lej z prawej strony wlewa się zimną wodę ze zbiornika obok, a ona wypycha wodę gorącą z drugiej strony, prosto do wiadra. Potem wystarczy dodać tyle zimnej wody, ile trzeba, żeby temperatura była odpowiednia, udać się z całym wiadrem pod prysznic i przelać wodę do tego, który zwisa ze sznura :-) 

Poza tym jest to kompleks nieogrodzony, więc wieczorami pałęta się po nim na przykład hiena o imieniu Harry czy stary bawół Sebastian. Ale bać się nie trzeba, bo jeśli zachce się komuś do toalety po zmroku, to przejście do niej jest ogrodzone siatką, więc nic nas nie zje :-)

Safari z przewodnikiem odbywa się dwa razy dziennie, godziny zależą od pory roku, jesienią wypadły o 6 rano i o 15. Czasami fajnie jest mieć wszystko zorganizowane, wystarczyć stawić się na zbiórkę i o nic więcej się nie martwić. W Madikwe spędziliśmy przyjemny weekend, choć każdej nocy lało jak z cebra, ale udało nam się podczas safari zobaczyć całkiem sporo - dowody poniżej :-)



Czasami trąbie też trzeba dać odpocząć :-)











Śniadanie na trawie :-)
Nie wszyscy wyschli po całonocnej ulewie - oto lilac-breasted roller, czyli kraska liliowopierśnia.


To słoniątko bardzo się nami interesowało i wyciągało trąbę, żeby nas wywąchać :-)

Antylopy gnu

Choć pobyt w Madikwe nie był tani jak na tutejsze warunki (ok. 500 zł za noc za dwie osoby, wliczając w to trzy posiłki i dwa safari dziennie), to warto było odkryć kolejny park i zupełnie się zrelaksować!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...