poniedziałek, 12 maja 2014

Rian Malan "My Traitor's Heart"

Malan to mocne nazwisko w RPA. Kojarzy się jednoznacznie z Danielem Francois Malanem - pierwszym nacjonalistycznym premierem kraju i jednym z architektów apartheidu, a także z generałem Magnusem Malanem, ministrem obrony w tym okresie. Rian jest ich potomkiem i od zawsze wiedział, że nie ucieknie od swojego dziedzictwa. Książka, którą napisał, miała być czymś w rodzaju kroniki rodzinnej, ale wyszedł z tego niezwykle poruszający portret południowoafrykańskiego społeczeństwa epoki apartheidu, którego Malan nie potrafił zrozumieć.



Rian Malan jest afrykanerskim dziennikarzem, pisarzem, muzykiem i autorem piosenek. Urodził się w 1954 r. w Johannesburgu i dorastał w stosunkowo liberalnej rodzinie. Pierwsza część książki poświęcona jest jego korzeniom, ale historia rodziny Malanów stanowi tak naprawdę tło do nakreślenia historii białych osadników w Afryce Południowej w ogóle. Autor podkreśla też skomplikowaną relację swojej rodziny i znajomych z czarnymi mieszkańcami. Z jednej strony są to stosunki przyjazne, a często wręcz bardzo bliskie, zwłaszcza z nianiami czy ogrodnikami, którzy traktowani są przez wielu jak członkowie rodziny - niemalże. Bo jednak zawsze istnieje jakaś nieprzekraczalna bariera, naznaczona trudną do zdefiniowana dozą nieszczerości, która sprawia, że nawet "kochający czarnych" Malan i jego koledzy czują jej obecność i wiedzą, że ukochana niania nie jest taka sama, jak oni.

W 1977 r. autor zmuszony jest wyjechać z kraju, w którym skala przemocy sięgnęła absurdu. Kolejne 8 lat spędza w USA, gdzie pracuje na czarno, głównie jako dziennikarz, lecz nie może przestać myśleć o swojej ojczyźnie, za którą mimo wszystko tęskni. Decyduje się w końcu wrócić i wydaje się, że ląduje w jeszcze gorszym piekle, niż to, które zostawił kilka lat wcześniej. Jako dziennikarz Malan prowadzi dochodzenia w sprawie kilku wyjątkowo brutalnych morderstw, które dość dokładnie przytacza w drugiej części książki. RPA znajduje się wtedy w stanie zupełnego szaleństwa, gdzie nikt już nikomu nie ufa i każdy jest, mniej lub bardziej, przygotowany na śmierć. Malan analizuje, próbuje zrozumieć, ale gdy tylko wydaje mu się, że dotarł do sedna problemu, kolejne zdarzenie zupełnie rujnuje jego wizję i znów pozostawia bezradnym.

Część trzecia to opowieść o Neilu i Creine Alcock, jedynych "prawdziwych białych Afrykanach", jakich udało się Malanowi spotkać. Autor opisuje ich życie wśród Zulusów i ich ciężką pracę na rzecz wspólnoty, która przyjęła ich jak swoich. Jednak choć wydawało się, że ta historia nie miała prawa źle się skończyć, że jest światełkiem w tunelu, to jednak po raz kolejny okazało się, jak bardzo różnią się światy białych i czarnych. Tragedia była mimo wszystko nieunikniona.

Nie czarujmy się - ta książka to horror. Nie tylko skala, ale też rodzaj opisywanej przemocy, odejmuje mowę. To, do czego zdolni są ludzie w szale walki o swoje prawa i tożsamość, jest porażające. Rian Malan jest w tym wszystkim zupełnie zagubiony. Z jego opowieści przebija bezgraniczna miłość do ojczyzny i wielki smutek, że nie potrafi zrozumieć swojego kraju. Malan ma pełną świadomość swojego dziedzictwa i nie próbuje się tłumaczyć, bronić ani przepraszać - po prostu chce dojść do ładu z własną historią, ale sytuacja w RPA go przerasta.

Książka została opublikowana w styczniu 1991 r., czyli w przededniu wyborów 1994 r., w których Mandela zostanie pierwszym czarnoskórym prezydentem kraju. Ale na razie taka wizja jeszcze nie istnieje w świadomości autora i jego otoczenia. RPA jest pogrążona w chaosie, i wydaje się, że wszyscy się w nim kompletnie pogubili - na tyle, żeby zacząć szukać rozwiązania, ale jeszcze nieśmiało, po omacku.

Czytanie wspomnień Malana sprawia ból, ale moim zdaniem jest to lektura obowiązkowa dla każdego, kogo choć trochę interesuje historia RPA. Autor jest tak obiektywny, na ile pozwala jego kolor skóry i pochodzenie. Nie oszczędza samego siebie, nie boi się przyznać do błędów, momentami jest wręcz aż nazbyt krytyczny wobec siebie. Ale to sprawia, że ma się poczucie szczerości przebijającej z każdego zdania. Można się z Malanem nie zgadzać, można kwestionować potrzebę epatowania drastycznością, która wyziera z niemal każdej strony, lecz nie sposób nie wyczuć, że napisanie tej książki wiele go kosztowało emocjonalnie i że jest z czytelnikiem szczery do bólu.

Wielu krytyków uznało ten utwór za arcydzieło. Mną ta książka wstrząsnęła na tyle, że wciąż na myśl o niej ogarnia mnie złość, niepokój, smutek i bezradność. Jednak mieszkam teraz w tym kraju, który potrafił się podnieść z tak totalnego upadku, w którym jest jeszcze mnóstwo do naprawienia, ale jednak tak dużo dobrego już się stało i nadal się dzieje. To zdumiewające i budujące, że tak wiele mogło się zmienić w tak krótkim czasie. Ale żeby to lepiej zrozumieć i docenić, trzeba przeczytać książkę Malana.

niedziela, 11 maja 2014

Niespodzianki wyborczej nie było...

... i oczywiście wygrał Afrykański Kongres Narodowy (ANC), zdobywając nieco ponad 62% głosów (249 miejsc w parlamencie). Jest to jednak słabszy wynik, niż ten z 2009 r., a pozycja DA wzmocniła się od ostatnich wyborów - zagłosowało na tę partię 22% wyborców (89 miejsc), czyli o 5% więcej niż w 2009 r. Trzecie miejsce zajęło nowe ugrupowanie Juliusa Malemy Economic Freedom Fighters (EFF), z wynikiem trochę ponad 6% (25 miejsc). Największa bitwa toczyła się w prowincji Gauteng. I choć ANC ostatecznie zwyciężył, to jednak otrzymał aż o 10% głosów mniej niż w 2009 r., na korzyść DA (28.5%, o 7% więcej) i EFF. Prezydentem pozostaje więc na drugą kadencję Jacob Zuma. Frekwencja wyniosła 73.43% (!), oddano 18,654,457 głosów, z czego ćwierć miliona było nieważnych.

Na razie Zuma ogłosił, że nie będzie dramatycznych zmian w strukturach rządowych, bo ANC nie może już pozwolić sobie na eksperymenty, musi skupić się na efektywniejszym wdrażaniu swojej polityki. Na liście priorytetów znajdują się m.in. tworzenie nowych miejsc pracy, wsparcie dla małych firm, a także poprawa sytuacji systemu opieki zdrowotnej. Wiceprezydentem zostanie prawdopodobnie osoba numer 2 w partii, czyli Cyril Ramaphosa

U mnie w pracy ludzie są podzieleni. Młodsze pokolenie kręciło głowami z niedowierzaniem i złością, gdy w czwartek i piątek telewizja pokazywała na bieżąco wyniki. Natomiast starsze osoby są z rezultatu zadowolone. Wygląda na to, że na zmianę warty trzeba będzie jeszcze długo poczekać, ale fakt, że ANC nie zdobył tym razem bezwględnej większości może być sygnałem, że ludzie zaczynają zauważać alternatywy. DA musi się jednak lepiej określić. Charyzmatyczna i szanowana parlamentarna przywódczyni tej partii, Lindiwe Mazibuko, właśnie zrezygnowała tymczasowo z funkcji, ponieważ wyjeżdża na roczne studia z administracji państwowej na Harvardzie. Na forach internetowych przeważają głosy uznania i pojawiają się nawet sugestie, że ta młoda i niezwykle inteligentna kobieta jest na drobrej drodze do zostania w przyszłości prezydentem kraju. No cóż, to dość odległa perspektywa, ale kto wie? Na razie jednak mamy przed sobą kolejne 5 lat z ANC na czele.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...